Chciałem napisać, że Biblioteka Miejska w Sztokholmie to jedno z arcydzieł modernizmu, ale chyba to by było wobec tego budynku nie w porządku. Bo to owszem jest arcydzieło, ale tak ponadczasowe, że nie da się go zamknąć w ramy jednego stylu.
Sztokholm nie słynie z widowiskowej architektury. Próżno szukać tu “niemożliwych wsporników”, zapierających dech w piersiach drapaczy chmur, powyginanych w dwóch płaszczyznach tafli szklanych, skupiających światło słoneczne na Bogu ducha winnych samochodach. Co nie zmienia faktu, że jest to miasto piękne. Jest zaprojektowane starannie od posadzek po lukarny w dachach. Różnorodne kolorystycznie (chociaż całe utrzymane w tonacji “jajeczniczki z kiełbaską”), materiałowo, funkcjonalnie. Rozwijające się harmonijnie wciąż według zasad, które swój początek mają w latach trzydziestych siedemnastego wieku. Wystarczyło raz zrobić dobrą urbanistykę i z niej konsekwentnie korzystać.
I właśnie w takim zrównoważonym i harmonijnym kontekście miejskim, przy skrzyżowaniu dwóch ważnych ulic, u stóp niewielkiego wzniesienia Erik Gunnar Asplund zaprojektował Bibliotekę Miejską.
Zobaczyłem ją w Sztokholmie już pierwszego dnia pobytu, idąc z przystanku autobusowego do hotelu. Znałem ją oczywiście wcześniej ze zdjęć i z planów w książkach. Już po jednym spojrzeniu było jasne, dlaczego ten budynek zagościł na kartach podręczników historii architektury.
Z jednej strony jest bardzo tradycyjny – odwołuje się do projektów francuskiego awangardowego klasycyzmu z końca XVIII wieku, jak rogatka La Villete:
Jednak Biblioteka Miejska to klasycyzm uproszczony, zredukowany. To, co decyduje o jego eleganckiej formie to nie ozdoby, kolumny, gzymsy i płaskorzeźby, ale proporcje.
Tutaj wszystko pozostaje w równowadze. Zarówno w środku jak i na zewnątrz. Każda zaprojektowana przez Asplunda masa i każdy kształt wydaje się mieć swoje uzasadnienie. Gdyby cokolwiek zmienić budynek straciłby swoją siłę.
Po wejściu do środka “dopracowanie” projektu robi jeszcze większe wrażenie. Na przykład rotunda, która mieści czytelnię wydaje się być “oderwana” od pozostałej, prostokątnej części budynku. Trochę tak, jakby najważniejsze miejsce Biblioteki było “otulone” jej resztą.
No a sama czytelnia jest… NIESAMOWITA!
To jest wnętrze totalne, świątynia literatury (także słynnych szwedzkich kryminałów 🙂 ) I tak, jak zewnętrzna część biblioteki “otula” czytelnię, tak zdaje się, że tutaj książki “otulają” czytelników.
Trzy piętra regałów. Nad nimi pusta, jasna przestrzeń. Mnóstwo powietrza, światła i książek. Dokładnie tak, jak powinno być w czytelni. Moja pierwsza myśl, po wejściu do tego pomieszczenia to “o rany, ale bym chciał mieć taką biblioteczkę w domu!”. No i od tamtego czasu myślę, jak zmienić moje regały z Ikei w mieszkaniu na Ursynowie w coś, co będzie chociaż namiastką Miejskiej Biblioteki w Sztokholmie.
10/10
Polecam, Radek Gajda 🙂