Szukaj
Close this search box.

W poprzedni piątek poprowadziłem spotkanie z jednym z najważniejszych architektów XX i XXI wieku – Danielem Libeskindem. Najpierw wygłosił on wykład o swojej twórczości, później miałem okazję zadać mu kilka pytań.

Fascynujące było dla mnie odkrycie, jak przez wiele lat talent Libeskinda dojrzewał w pracach pozornie niezwiązanych z architekturą – studiach koncepcyjnych, które miały zawsze pozostać na papierze, w dynamicznych rzeźbach czy projektach scenografii.
Najciekawsze moim zdaniem realizacje, które ten polsko-amerykański architekt przedstawił na wykładzie to dwa muzea, które stoją w Niemczech. Muzeum Żydowskie w Berlinie i Muzeum Wojskowo-Historyczne Bundeswehry w Dreźnie.

JewishMuseumBerlin
Muzeum Żydowskie w Berlinie, fot. Studio Daniel Libeskind

Muzeum Żydowskie w Berlinie otwarto zaledwie kilkanaście lat temu, jednak bez wątpienia należy ono już do klasyki architektury. Jest jednym z tych budynków, które otwierają dzieje architektury na dwudziesty pierwszy wiek.
Jest to muzeum, ale próżno szukać w nim podobieństw do innych współczesnych muzeów, które często przypominają sterylne opakowanie na ekspozycję. Tutaj sam budynek włącza się w kuratorską narrację i prowadzi zwiedzających prawie dosłownie przez meandry historii.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Muzeum Żydowskie w Berlinie, fot. Deror Avi (Wikimedia Commons)

W rzucie budynek wygląda jak roztrzaskana Gwiazda Dawida. Podobnie potraktowane są elewacje: co chwila poprzecinane są biegnącymi na pozór przypadkowo pęknięciami, w których osadzono okna. Całość sprawia bardzo dynamiczne, ekspresyjne wrażenie, które koresponduje z dramatyczną historią, jakiej muzeum jest poświęcone. Wnętrze pełne jest przestrzennych metafor – ciemnych przestrzeni symbolizujących pustkę czy niewielkich szczelin, przez które wpada do nich światło, niosące nadzieję. Budynek stanowi znak w przestrzeni i być może wywołuje silniejsze emocje niż jakakolwiek wystawa, którą można by urządzić w środku. Może trudno w to uwierzyć, ale Muzeum Żydowskie to pierwsza architektoniczna realizacja Libeskinda.

1280px-Dresden-MHM-Baustelle Kolossos Wikimedia Commons
Muzeum Wojskowo-Historyczne Bundeswehry w Dreźnie, fot. Kolossos (Wikimedia Commons)

Muzeum Wojskowo-Historyczne Bundeswehry w Dreźnie było zupełnie innym wyzwaniem – istniejący budynek zbrojowni z XIX wieku należało rozbudować. Do takiego zadania można podejść na dwa sposoby: albo się dopasować, albo odróżnić. Zgadnijcie, co wybrał Daniel Libeskind. 🙂

Wbił w zabytkowy gmach gigantyczny metalowy klin. Stanowi on nie tylko rozbudowę, ale także interwencję w zastany obiekt. Zaznacza czas, jaki upłynął od jego budowy do współczesności i wyraźnie odcina aktualną, muzealną funkcję od dawnej, wojskowej.

Oczywiście Libeskind nie byłby sobą, gdyby nie nadał stworzonym w ten sposób przestrzeniom metaforycznych znaczeń. Materiału do nich dostarcza sama lokalizacja: Drezno to miasto, które przed wojną nazywano „Elbflorenz” – Florencją nad Łabą. To jedno z najpiękniejszych niemieckich miast zostało doszczętnie zniszczone przez serie nalotów dywanowych alianckiego lotnictwa na początku 1945 roku. I to właśnie tu, w tym tak ciężko doświadczonym przez historię wojskowości mieście znajduje się Wojskowo-Historyczne Muzeum Bundeswehry, szczycące się wspaniałymi kolekcjami mundurów, broni, zbroi…

W kulminacyjnym punkcie zwiedzania, w samym ostrzu metalowego klina można wyjść na przewietrzany metalowymi siatkami taras. Można spojrzeć z góry na cień przepięknego miasta, jakim kiedyś było Drezno, mając za sobą wszystkie machiny wojenne, które mogły siać zniszczenia podobne do tych, jakie spotkały stolicę Saksonii. I jak powiedział na wykładzie sam autor „poczuć wiatr wiejący nad Dreznem i wiatr historii”.

1280px-MilitärhistMuseum1 ShiDD Wikimedia Commons
Muzeum Wojskowo-Historyczne Bundeswehry w Dreźnie, widok z tarasu w kierunku śródmieścia, fot. SchiDD (Wikimedia Commons)

Po wykładzie, który odbywał się w Barze Studio w Pałacu Kultury i Nauki, zapytałem Daniela Libeskinda o jego wizję trudnej przestrzeni, jaką jest Plac Defilad z dominującym na nim symbolem opresji i zniewolenia, czyli Pałacem. Jego recepta to także tutaj, podobnie jak w Dreźnie, interwencje w jego strukturę. Chociaż w z punktu widzenia ochrony zabytków (PKiN jest wpisany do rejestru) może być to niemożliwe, to faktycznie warto sobie coś takiego wyobrazić: wysmakowane i kontrastowe dodatki do Pałacu, które nadają mu nową jakość, bez zatracania trudnej symboliki starych murów.

Krótką relację wideo z wykładu Daniela Libeskinda, który zorganizowany był przez Złotą 44 i Gazetę Co Jest Grane można zobaczyć klikając TUTAJ

8 odpowiedzi

  1. Podziwiam autora. Napisać cały artykuł o architekturze Liebeskinda bez słowa krytyki – szacuneczek. Myślałem że to niemożliwe.

        1. Ja uważam je za ciekawe i odważne wypowiedzi w kwestii wymowy architektonicznej budynków muzeów historycznych, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby przeprowadzić w komentarzu krytykę tych dwóch projektów do czego zapraszam. Z chęcią przeczytam argumenty przeciwko nim.

  2. Libeskind to zakamuflowana opcja postmodernistyczna 😉 Stawia te swoje kaczki po całym świecie, a ja wciąż nie wiem czemu znajdują się kolejni chętni. Muzeum w Berlinie robi wrażenie tymi dwiema przestrzeniami – to było nowatorskie, wykorzystanie architektury jako dzieła sztuki, które wzmacnia przekaz. Świetne, aż ciarki przechodzą po plecach. Niestety poza tym jest krucho. Pokrzywiona posadzka w części podziemnej to metafora tak subtelna, że bardziej dosłowne byłoby tylko walnięcie obuchem w głowę. Idzie człowiek kilometrami po tym korytarzu, żeby obejrzeć dosłownie kilka witryn z eksponatami w starym muzealnym stylu. Miałem wrażenie, że zabrakło pomysłu na zagospodarowanie tego fragmentu. Przestrzenne nawiązania do wędrówki narodu wybranego nie ratują niestety sztampowej i dość nudnej ekspozycji. Z perspektywy ulicy atrakcyjny niczym zaplecze centrum handlowego. No i to podporządkowanie wszystkiego rzutowi z góry, który docenią co najwyżej przelatujące gołębie (i zmanierowane jury konkursu ;))… Szkoda gadać.

    “Stanowi on nie tylko rozbudowę, ale także interwencję w zastany obiekt. Zaznacza czas, jaki upłynął od jego budowy do współczesności i wyraźnie odcina aktualną, muzealną funkcję od dawnej, wojskowej.”

    Och, signum temporis 😛 Wyczuwam pięć lat prania mózgu na Politechnice 😉

    1. Ja bym nie powiedziała, że ta opcja postmodernistyczna jest jakoś szczególnie zakamuflowana 😛 Co do architektury berlińskiego muzeum – mam zupełnie odmienne odczucia – dla mnie te “kilometry korytarza” są świetne i bardzo dobrze oddziałują na odwiedzającego (w tym przypadku na mnie). Wywołują uczucie niepewności i zagubienia, dzieło sztuki z metalowymi maskami, po których się chodzi jest kulminacją tych przestrzeni. Za to ekspozycja na piętrze faktycznie jest dość sztampowa, ale to przecież nie ten sam architekt projektował.
      Ta architektura jest znakiem swoich czasów, dziś być może projekt takiego muzeum wyglądałby zupełnie inaczej. Naturalna jest krytyka stylów, które odchodzą – na tym polega rozwój architektury i innych dziedzin projektowo-kreatywnych – grupa ludzi krytykuje to co jest i projektuje coś nowego, potem to nowe staje się obowiązującym i przedmiotem krytyki dla kolejnego pokolenia. Jednak moim zdaniem każdy styl i każda epoka ma dzieła udane i nieudane i warto o tym pamiętać, a nie tylko iść za owczym pędem.

    2. Większość starchitektow to postmodernizm. Ale Libeskind to raczej diagonalna maniera rzeźbiarska i dużo napuszonych kiczowatych historii sprzedazowych pod media 😉 na zdjęciach i z daleka wygląda to zabawnie – to też ważna funkcja niektórych budynków…